Wakacje – miało być pięknie, a wyszło jak ….
Wymarzone, najwspanialsze wakacje, pierwsze nasze cało-rodzinne, z przyjaciółmi i piękną pogodą. Po nich wracam, trenuję jeszcze ostrzej niż przed wyjazdem (tu za gorąco i szkoda rodzinnego czasu), wypożyczyłam nawet bieżnię z Orbisfery, a 24 września startujemy w sztafecie maratonu!
W wakacje przyszedł dzień, gdy po tygodniu chodzenia boso, ewentualnie w sandałach, postanowiłam poczuć się kobietą i założyć buty na obcasie. Wybraliśmy się na wycieczkę do Cortony, miasteczka, którego historia sięga czasów Etrusków. Jak wiele włoskich miejscowości wymaga nie lada krzepy i jest wyzwaniem dla ludzkich możliwości lekko osłabionych urlopem. Aby dojść do samych murów od naszego lokum trzeba trzydziestominutowej wspinaczki jak na Rysy. Przy czym na Rysach latem jest przyjemnie chłodno, a tu rekordowe upały i susza.
Wakacje pełne wrażeń
Dzielnie pokonuję wąskie uliczki, tysiące schodów, wzniesień i tłumy turystów wzbudzając swoim wyglądem zachwyt mojego męża (włoscy amanci też wzdychali, ale z powodu słomkowego koloru włosów naszego synka). Schodząc z ostatnich stopni nawet zażartowałam, że to cud, że w takim obuwiu nie złamałam nogi. A potem usiedliśmy sobie przy rynku na kolacji. I teraz chciałaby, napisać, że stało się to podczas ataku rakietowego, albo równie spektakularnego wydarzenia, ale niestety nie było to aż tak niesamowite.
Stasiu zawołał mnie żeby pokazać piękny dziedziniec. Ja jako matka – polka wzięłam Tadka na ręce i ruszyłam za nim. Potem, jak mówi Stasiek ‘zmiksowałam się z chodnikiem’. Chcąc uchronić maluszka przed zderzeniem z ziemią wykonałam serię dziwnych figur. I nic złego by się nie stało, gdyby nie fakt, że w siódmej klasie podstawówki na obozie wędrownym złamałam nogę. Wówczas kilka dni spędziłam w schronisku czekając na transport do lekarza. Pan doktor obejrzał stopę i powiedział: “Skręcenie. Proszę przez kilka dni oszczędzać nogę.” I teraz mam kość, która zamiast się zrosnąć wytworzyła tzw. staw rzekomy. I raz na jakiś czas przy niefortunnym ruchu pęka. Ot i cała historia urlopu…
Więc siedzę sobie, siedzę i piszę, czytam i wołam o pomoc gdy zwiedzający świat Tadzik postanawia wybrać się w niebezpieczne rewiry…. I tylko miesza się we mnie uczucie zawstydzenia, że wszyscy wokoło mi pomagają. Dziękuję Marcie, która dba o nasz letni domek, Maćkowi, który nosi mnie na swoich barkach i Staśkowi który podkłada mi poduszki pod nogi oraz dzielnie towarzyszył mi podczas naszej samotnej podróży do Polski. I po raz kolejny moja wdzięczność unosi się do dziesiątek nieznanych osób, które są gotowe do pomocy! Widzieć ile jest wokoło wspaniałych dusz, to chyba główna zaleta złamanej nogi!