Jestem fleksitarianką – dołącz do mnie
Jeść mięso, czy go nie jeść? Odpowiedź dla mnie, jako dietetyka i osoby myślącej o świecie, jednoznaczna – nie jeść. To zdrowsze, to bardziej ekologiczne i bardziej humanitarne. Ale …. ja tak lubię czasami zjeść kabanoska…. jedną laskę na pół roku, albo nawet na rok… albo upiec gęś na święta, potem skubać ją przez kilka dni i zamrozić na później. Albo zjeść czasami krewetkę z grilla. Nie muszę jeść ich 20. Jako dietetyk promuję dietę zawierająca jak najwiecej warzyw i owoców, ale nie jestem wegetarianką, a tym bardziej weganką. Ostatnio zapytana o moje podejście odkryłam termin idealny – jestem fleksitarianką.
Jestem fleksitarianką
Zasada jest taka, że generalnie jestem wege, moja dieta oparta jest przede wszystkim na produktach pochodzenia roślinnego, ale… raz na jakiś czas dopuszcza zjedzenie mięsa i ryb. Ja dla siebie mięsa nie kupuję. Zdarza mi się kupić odrobinę mięsa dla chłopców i męża – kochają szynkę parmeńską. A czasem idę do kogoś, kto mnie nim częstuje zupą na mięsie albo jakimś daniem z jego dodatkiem. Jem je wtedy z przyjemnością (w niewielkich ilościach, bo źle się czuję po dużej porcji). Czasem skubnę pieroga z mięsem z mężowskiego talerza.
Gdy w Święta siadamy do pieczonej gęsi, to towarzyszy nam radość i oblizywanie kosteczek oraz oblizywanie palców. Bo jedzeniem trzeba się cieszyć! Dlatego wybieram mięso z „dobrych źródeł”, w niewielkich ilościach i z uśmiechem na twarzy. A po miesiącu rozmrażam resztę i znowu mamy ‘Święta’.
Dlatego między innymi wybrałam się ostatnio na kurs wegańskiego gotowania.
Dieta roślinna jest bardzo zdrowa. Unikanie produktów pochodzenia zwierzęcego:
- chroni nasz układ krążenia,
- obniża poziom cholesterolu,
- pomaga uregulować ciśnienie krwi,
- pozwala zredukować masę ciała,
- zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwory,
- ogranicza ryzyko wystąpienia cukrzycy,
- i wiele wiele innych (lepiej odżywiony organizm, z większą odpornością, lepszą skórą, itd, itp).
Czerp korzyści bez wielkich wyrzeczeń
Jako dietetyk staram się unikać radykalizmu. To, że wiem co jest zdrowe, a co nie, nie oznacza, że beza pavlova przestaje mi smakować. Ale też nie jem jej co drugi dzień. Znam wiele osób, które chciałyby z różnych względów, najczęściej ideologicznych, przejść na wegetarianizm, ale …. za bardzo lubią mięso. No bo jeżeli zadeklaruję się jako wegetarianka, a przyjdę na grilla, poczuję zapach kiełbasy i będę miała na nią ochotę…? Pomijam oczywiście sytuację, gdy zwyciężam, zadowalam się grillowanymi warzywami, a potem… mam satysfakcję lub śnię o grillu. Albo kradnę kiełbasę i jem ją w samotności. Mogę w 95% nie jeść mięsa, ale raz na jakiś czas się skusić bez wyrzutów sumienia, że przestałam być wege. Bo jestem fleksi! Może z czasem uznam, że mam na tyle silną wolę, że mogę bez mięsa. Teraz uważam, że metodą małych kroków, drobnych zmian, dążenia w jedną – wege stronę – dbam o siebie i planetę bez wyrzutów sumienia.
Zmiana na talerzu
Ja myślę o mięsie, jako o ciekawym, urozmaicającym dodatku. Szynki nie jadłam od lat. Ale ostatnio, po powrocie z jakiegoś wyjazdu, gdy przywitała nas pusta lodówka (staram się zjeść lub rozdać wszystko przed wyjazdem, żeby nie marnować jedzenia), mój mąż poszedł do sklepu i wrócił z … białym chlebem, masłem, szynką i pomidorem. No i zjadłam kanapkę z wyżej wymienionych składników. A potem drugą. I byłam przeszczęśliwa. Na moim talerzu królują warzywa, owoce, pełnoziarniste produkty zbożowe. Czasem jajka, czasem ser, czasem ryba. Mięso traktuję bardziej jako dodatek, przyprawę.