Dlaczego rano wchodzę do stawu?
Całe życie byłam zmarźlakiem. Chudzielcem, bez tkanki tłuszczowej, kojarzącym jesień i zimę wyłącznie z okresem szczękania zębami, noszeniem dwóch płaszczy, rajstop pod spodniami i trzech podkoszulek. Często przeziębioną, wymarzniętą, bez energii w drugiej części dnia, bo wszelką energię pożytkowałam na ogrzanie swojego ciała. Wobec tego samo nasuwa się pytanie, dlaczego rano wchodzę do stawu?
Dlaczego rano wchodzę do stawu?
Po pierwsze miałam dość tego marznięcia i słabości mojego ciała. Spośród rzeczy, za które oddałabym duszę diabłu, wyzwolenie się z konieczności snu byłoby na pierwszym miejscu. Ale marznięcie również mi doskwierało. Nadrzędność potrzeb fizjologicznych nad moją wolą bardzo mi dokucza. Ze snem nie umiem sobie poradzić (aczkolwiek skracam ten czas do możliwie rozsądnych granic, ćwiczę oddechy, medytacje zastępujące sen). Adaptogeny okazały się w tym bardzo pomocne. Z marznięciem można sobie podobno poradzić. I pamiętam, jak dwa – trzy lata temu, siedząc pod gorącym prysznicem postanowiłam, że zrobię wszystko, aby już nigdy nie marznąć. I cel na ten moment osiągnęłam.
Piję dużo wody. Gęsta krew gorzej i wolniej krąży w naszych żyłach, co za tym idzie nie rozgrzewa nas tak jak powinna.
Staram się ruszać i ćwiczyć możliwie regularnie. Za każdym razem gdy spada mi krążenie, a ja dostaję gęsiej skórki robię pajace, padnij – powstań, podskoki i przysiady.
Jem sezonowo i lokalnie, ale zaczęłam się również hartować. Naprzemienne zimne i ciepłe prysznice, wietrzenie domu, chodzenie na dwór mimo chłodu, a co za tym idzie… wychodzenie temu strachowi na przeciw.
Zaakceptowałam moje dodatkowe 5 kilogramów.
Zatem wejście do zimnej wody to nieunikniona konsekwencja.
Przesuwanie granic
Takie działanie jest też częścią mojego charakteru. Nie jestem w stanie pogodzić się ze swoimi słabościami i wolę skoczyć do stawu, niż przyznać, że jest mi zimno. Moja babcia do dziś opowiada, że jako mała dziewczynka przewróciłam się w sklepie. Jakaś pani podeszła do mnie i podniosła mnie. Niestety nie podziękowałam jej, tylko położyłam się na ziemi ponownie, po czym sama wstałam. Tak już mam…
A jak to jest u Was? Przesuwacie swoje granice? Czy może odpuszczacie? Jak znajdujecie swoją równowagę?
Jeżeli chcecie wchodzić do zimnej wody musicie pamiętać, że:
Zawsze miejcie przy sobie kogoś, kto zadba o Wasze bezpieczeństwo. Prosząc mojego męża, żeby poszedł ze mną nad brzeg mam nadzieję, że jeżeli moje serce stanie, to on jednak wskoczy mnie ratować.
Polecam buty z pianki neoprenowej. Zimne stopy są głównym ograniczeniem. Ten zakup znacząco zmienił moje możliwości moczenia się w zimnej wodzie. Nagle okazało się, że zamiast kilku sekund mogę siedzieć w wodzie całe minuty! 😀 A mam najtańsze buty ze sklepu sportowego, bo nie chciałam inwestować kasy nie wiedząc, czy kiedykolwiek je jednak założę.
Oczywiście, że wchodzenie do wody, która ma kilka stopni jest mało oczywistym wyborem na jesienny poranek, ale… nie do opisania jest również uczucie euforii, która temu towarzyszy.
Polecam! Kach Błażejewska – Stuhr
U.P.
11 stycznia 2021 @ 02:30
Ciekawy post! Mój mąż był strasznym zmarzluchem. Zaczął pływać w zimnej wodzie i przestał marznąć! On pływa jeszcze w takiej czapce-kominiarce neoprenowej i ma bojkę sygnalizacyjną.
wygląda to tak: [Link deleted]
Kach
18 stycznia 2021 @ 17:41
Och ja pływać nie pływam… 🙂 Tylko podskakuję :))))