Metallica – moje marzenie spełnione!
Nie lubię się chwalić. Wiem, że mam wyjątkowo cudowne życie, i poza jedną rzeczą, to można powiedzieć, że to raj. Ale… tym razem muszę opowiedzieć o mojej radości, wybaczcie! 🙂 A głównie dlatego, że dotyczy ona szukania w sobie marzeń i chęci ich spełniania. Pamiętam noce, gdy wszyscy w domu usypiali, a ja słuchałam najpierw pożyczonej, a potem MOJEJ WŁASNEJ kasety zespołu Metallica. Pamiętam dzień, w którym rodzice kupili mi podwójną kasetę S&M…. 🙂 Co to była za radość, warta około 50 złotych. To oczywiście były dla nastolatki niewyobrażalne pieniądze, ale też na myśl o tym i kilku innych podobnych wspomnieniach rozpierającej radości wiem, że mimo iż teraz stać mnie na spełnianie wielu zachcianek moich dzieci, wcale tego nie robię tak często.
Gdyby Stasiu powiedział: chciałbym te klocki i po prostu je dostał… to nie poznałby tej ogromnej radości. I baaaardzo pilnuję się, żeby nie pozbawić go tego. Na kasety zarabiałam robiąc drobne prace w domu, np. posprzątanie w szafkach w kuchni. Uczucie zapracowania potęgowało radość z tego, co mogłam mieć. Bo dostać coś, a zapracować na to… to dwa zupełnie inne szczęścia. Może dlatego też teraz tak lubię to, że jestem samowystarczalna, pracuję na siebie i swoje zachcianki i daje mi to totalną satysfakcję? No nie wiem, ale odbiegam od tematu.
Metallica na wyciągnięcie ręki
No więc gdyby wtedy, gdy przechodziły mnie ciarki w te wieczory, kiedy grała z magnetofonu Metallica, ktoś powiedział mi, że stanę kilka metrów od sceny i na własne oczy zobaczę Jamesa Hetfielda to bym parsknęła śmiechem. A jednak udało się!
Wydaje mi się, że to nie muzyka, której wypada słuchać mamie, robiąc owsiankę na śniadanie. Szczególnie, gdy współmieszkańcy za nim nie szaleją. Czasami, gdy jestem sama w domu (a nie dzieje się to znowu tak często) i np. sprzątam, to włączam sobie Blac Album, czasami bardziej w ramach żartu, Manowar albo Cradle of Filth czy Vadera, ale generalnie jakoś zamknęłam sobie tę klapkę i słucham Jazz radia z małżonkiem 🙂 No i kilka miesięcy temu, zobaczyłam, że Metallica będzie grała koncert w Polsce. Było to, niestety za późno i po biletach na koncert ślad nie został, ale jakoś tak wygadałam się mężowi, że żałuję, bo to takie marzenie z młodości, nie spełnione i zepchnięte w kąt, bo nie wypada, bo rodzina, bo to i tamto. Maciek jakoś dowcipnie jeszcze skomentował to, że ufff bo on to by nie chciał i temat upadł.
Aż pewnego dnia mąż zaprosił mnie na obiad, uroczyście wyjął komórkę i powiedział, żebym przeczytała maila. A w nim było potwierdzenie zakupu biletów… na koncert… w Bolonii! To jedyne miasto, gdzie Metallica nie sprzedała na pniu wszystkich biletów na koncert w trakcie Europejskiej trasy – może ze względu na datę – Walentynki! Mijały miesiące i … udało się! Przylecieliśmy do Włoch i poszliśmy na ten koncert (nie wierzyłam, że to się stanie do ostatniej sekundy). Gdy usłyszałam „The ecstasy of gold” to się tak popłakałam…. to były łzy radości nie do opanowania! Bałam się, że przepłaczę cały koncert. Ale jednak udało się otrzeć łzy po kilku minutach i spędziłam przecudowne 2,5 godziny. Co więcej – mój sceptyczny małżonek, który wyłącznie z miłości do mnie pojawił się w tym miejscu – również był zachwycony. I uważa, że był to jeden z najlepszych koncertów jego życia! Nie dziwię się – dla mnie był z pewnością nr 1!
Jak nie wiem czego chcę, to się to marzenie nie spełni
I myślę sobie, że trzeba pytać siebie co się chce, co sprawi mi radość i dążyć do spełniania tych marzeń! Nawet, jeżeli w głowie mamy dwójki dzieci brzmią dość dziwnie. A szczerze mówiąc, to mam na tym koncercie było znacznie więcej! Było sporo dzieci (takich 8-10 letnich), byli młodzi, ale było też wiele wiele osób w wieku 50-60 lat. Metallica gra w końcu już 37 lat! 🙂 Życzę Wam tak cudownego doświadczenia i ogromnej radości, ze spełnianie swojego ukrytego marzenia. Bo gdyby ktoś rok temu zapytał mnie o moje marzenie, to na pewno nigdy nie wymyśliłabym tego koncertu.