Wegańskie prawo jazdy kulinarne
Jako mama dwójki dzieci, żona człowieka, który pracuje jak wół, mrówka i pszczółka razem wzięci, jako ktoś kto ma dużo obowiązków zawodowych, zapomniałam już o czymś takim jak regularna nauka na zajęciach czy w szkole. Zawsze dopasowuję swój kalendarz do reszty rodziny. Ale na skutek różnych sytuacji maj mi się nieco rozluźnił i postanowiłam zaszaleć! Zapisałam się na kurs fotografii, o którym marzyłam od lat i zapisałam się na wegańskie prawo jazdy kulinarne w Food Lab Studio. I nie żałuję ani jednej minuty ze spędzanych tam wieczorów!
Kilkukrotnie słyszałam pytanie, dlaczego idę na lekcje gotowania, skoro zajmuję się tym zawodowo. Sama prowadzę warsztaty, owszem. I przekazuję na nich ile tylko mogę i wiem. Ale przecież nie wiem wszystkiego 🙂
Dlaczego wegańskie prawo jazdy kulinarne
Dieta roślinna jest dla nas najzdrowsza. Wszystkie badania i zalecenia to potwierdzają. Bez względu na to, czy badany jest układ krwionośny, hormonalny, czy dotyczy to zapobiegania nowotworom czy chorobom przewodu pokarmowego. Czy badani są cukrzycy, czy nadciśnieniowcy lub osoby z zaburzeniami lipidowymi. Wniosek jest jeden – im bardziej roślinna jest nasza dieta, im mniej w niej mięsa i produktów pochodzenia zwierzęcego, tym dla naszego zdrowia lepiej. O wpływie na środowisko nie będę się teraz rozpisywać, ale to również ma dla mnie ogromne znaczenie. I właśnie dlatego wybrałam wegańskie prawo jazdy kulinarne. Chcę aby moja kuchnia i moje przepisy były jak najzdrowsze, ale też jak najbardziej profesjonalne. Po co mam wywarzać otwarte drzwi i zadowalać się ‘niby’ twarożkiem z nerkowców, skoro ten, na który przepis dała Zuza Rzymanek jest o wiele lepszy? No i nauki nigdy dość! A w grupie raźniej.
Jak dietę roślinną wprowadzić w życie?
Nikogo nie namawiam do radykalnych zmian i wyrzucania mięsa, jajek i nabiału z lodówki! Możemy przecież jeść tych produktów mniej. Możemy w większości posiłków decydować się na rośliny, a gdy najdzie nas wielki apetyt, lub gdy ktoś nas poczęstuje daniem z produktami zwierzęcymi, to zjemy je z radością. I właśnie dlatego poszłam na kurs gotowania wegańskiego. Bo już wiem, że wegański majonez z aquafaby (płynu, w którym gotujemy lub trzymamy w puszcze czy słoiku cieciorkę i inne rośliny strączkowe) jest – moim zdaniem – smaczniejszy od tradycyjnego. Mogę go zrobić w 5 minut, na świeżo, gdy zabraknie go do sałatki jarzynowej. Poznałam sposób na gotowanie wegańskiego demi glace (ciemny, mocno skondensowany wywar, który może być bazą do sosów i zamiennikiem przypraw w bulionach). Sama zrobiłam wegański ser, który zachwycił podniebienie mojego kochającego sery męża! I wiele wiele wiele innych dań.
Nie chcę podawać tu przepisów, które poznałam od wspaniałych prowadzących wegańskie prawo jazdy kulinarne. A była to moim zdaniem ‘czołówka’ specjalistów od kuchni roślinnej. Prowadzącymi warsztaty byli: Malka Kafka, Zuza Rzymanek z Wegesióstr, Dominika Wójciak vel Jarzynova, Wit Szychowski Pan Tasak, Piotr Ważyński – szef kuchni w Wegeguru oraz Magda z cukierni Słodki Bez.
Nie martwcie się jednak, z pewnością wiele sztuczek kulinarnych, podpowiedzi i rad, które poznałam na warsztatach stanie się częścią moich nowych przepisów. Więc i wy czytelnicy skorzystacie. A kto może zachęcam do udziału w podobnych warsztatach, bo to otwiera głowę! Na dobre rzeczy.