Nowinki dietetyczne – frustracja dietetyka
Kocham mój zawód, który jest nie tyle pracą, co absolutną pasją. Doszło do tego poniekąd przypadkiem, ale o tym za chwilę. Moje już piętnastoletnie doświadczenie, studia na kilku kierunkach, szkolenia i nieustanne zdobywanie wiedzy dają mi zuchwałe przekonanie, że po kilku zdaniach opisu nowinki dietetycznej odkryję szarlataństwo. Jest to także powodem frustracja dietetyka. Na myśli mam nowinki dietetyczne. Dlaczego nie zaleca Pani najnowszej diety arbuzowej? Po co pisać o regularnych posiłkach, skoro teraz stosuje się i zaleca post przerywany?
Takie podejście może być odbierane jako krnąbrne i zarozumiałe, ale pozwalam sobie również na przyznanie do błędu. Mimo iż dieta zgodna z grupą krwi nie ma uzasadnienia w badaniach klinicznych, to przynosi efekty w postaci poprawy samopoczucia i chudnięcia. Dlaczego? Bo osoby, które się na nią zdecydowały zaczęły dbać o to co jedzą. Sprawdzają skład produktów, większość przygotowują samodzielnie, ograniczają cukier i wkraczają w krąg świadomości. Nie zapychają się sunąc pomiędzy przyzwyczajeniem i rutyną, apetytami, ceną czy wygodą przygotowywanych posiłków. Świadomie wkładają pokarm do ust i to jest niezwykła wartość. W czambuł potępiałam wszystkie słodziki, a ostatnio zachwycił mnie erytrol.
Nowinki dietetyczne
W swojej pracy staram się pokazywać jak traktować żywienie na co dzień. Sama nie jestem idealna. Moją słabością są chipsy, gdy robimy ognisko ślinka mi cieknie na myśl o kiełbasce. Kocham warzywa, ale te podsmażone także. Zapominam o piciu wody, na imprezach sączę wino. Raz na jakiś czas wolę świeży biały chleb ze sklepu, zamiast żytniego razowego. Wiem jednak, że ważna jest regularność, warzywa, owoce, razowe pieczywo, picie wody i ruch. I ileżby nowinek dietetycznych nie powstawało, to podstawy biochemii i fizjologii nie ulegną zmianie. A przynajmniej nie dość szybko i rewolucyjnie.
Moja pewność bierze się stąd, że widziałam dziesiątki i setki pacjentów, którzy po latach zmagań z dodatkowymi kilogramami, chorobami i uciążliwościami, zaufali dietetykowi (nie tylko mi) i poczuli się lepiej. Schudli, nabrali sił, pokochali jedzenie. To wystarczy mi do utrzymania mojego, może nieco zbyt krytycznego podejścia do wszelkich nowości. Bo czasem jest ziarno prawdy w nich, niekiedy źródełko nadziei w beznadziejnej codzienności. A przecież ile dasz tyle masz!
Jak zostałam dietetykiem?
Pamiętam letnie przedpołudnie, kiedy to czekałam na wyniki egzaminów wstępnych na kierunek lekarski. I to, jak zawalił mi się świat, bo się nie dostałam na jeszcze wtedy Akademię Medyczną w Warszawie… to był chyba pierwszy raz w moim życiu, gdy spędziłam kilka godzin w ciągu dnia, leżąc w łóżku. Potem ruszyłam do działania – spośród kierunków pobocznych wybrałam dietetykę – na rok na przeczekanie. A potem uznałam, że już zostaję. Dietą można leczyć tak wiele chorób i dolegliwości. Można nią przeciwdziałać również stanom, na które leków nie ma. Zafascynowały mnie tabele wartości odżywczych, fizjologia i biochemia. Fascynacja ta trwa do dziś. Śledzę mody, czytam o trendach, ale gdyby tak łatwo było zrewolucjonizować nasze żywienie… to wyeliminowalibyśmy większość chorób trawiących ludzkość w krajach zachodnich.