Ile dasz, tyle masz?
W czasie kwarantanny udało mi się po części uważniej siebie zaobserwować. Sądzę, że głównie udało się to dlatego, że ilość bodźców, zmiennych i zależności jest ograniczona do minimum. I przy okazji zobaczyłam coś, co mnie nieco zaniepokoiło biorąc pod uwagę podejście do siebie i swojego ciała. Ciekawa jestem, czy też tak macie? Jak sobie z tym radzicie? Ile dasz, tyle masz? Wyciągnij do siebie pomocną dłoń!
Ile dasz, tyle masz?
To pytanie zadaję w kontekście cielesności, bardzo prostej i jednoznacznej. Otóż stwierdzam, że im bardziej podoba mi się moje ciało, tym bardziej chcę o nie dbać. Kiedy na skutek zaburzeń hormonalnych spowodowanych spiralą popsuła mi się cera i pojawił się trądzik, działałam oczywiście terapeutycznie na skórę, próbowałam różnych rzeczy, ale… absolutnie nie było mowy o tym, żebym z miłością spojrzała w lustro i nałożyła sobie krem z radością i zrobiła masaż. Natomiast gdy uporałam się z problemami z cerą patrzę w lustro z uśmiechem i mam masę pomysłów o tym, żeby zrobić sobie maseczkę, wklepać nowy krem, zrobić masaż i psiknąć wodą różaną (jutro próbuję nowy krem wyrównujący koloryt). A przecież to wcześniej moja skóra wymagała większej atencji.
Wyciągnij do siebie rękę
Podobnie jest z resztą ciała. Gdy wraz z Ewą Chodakowską zaczęłam w kwietniu trenować o godzinie 18 na jej live’ach unikałam patrzenia w lustro, które mam w drzwiach szafy w sypialni. Moja motywacja wynikała jedynie z rozsądku i radości, o której wiedziałam, że pojawi się po treningu. Po kilku tygodniach zauważyłam, że mięśnie brzucha zaczynają się rysować. Teraz, ubierając się patrzę na swoje ciało i myślę, że chciałabym poćwiczyć więcej, aby było ich więcej. Ba, co więcej – kupiłam szczotkę do suchego masażu i robię go z poczuciem absolutnego dbania o siebie. Nie sięgam po chipsy, których na początku kwarantanny przyswoiłam całkiem dużo, bo przecież nie chcę niszczyć efektów ćwiczeń. Powstrzymuję się od wieczornego winka. Częściej za to pamiętam o świeżych koktajlach. (Nie myślcie, że w związku z tym codziennie się masuję, skaczę i nakładam maseczki – to nie leży w charakterze Kach absolutnie).
Kochać siebie bezinteresownie
Te obserwacje nieco mnie jednak zasmuciły, bo zaniedbane, osłabione ciało wymaga znacznie więcej uwagi i troski. To tak, jakbym chętniej zajmowała się grzeczniejsztm dzieckiem, niż tym wymagającym wsparcia i płaczącym. Jak wiecie, nie często piszę na blogu o swoim ciele i o tym jak o nie dbam. Ale przecież wszystko to jestem ja! Ja ćwiczę, ja jem, ja się ruszam i ja żyję – patrząc w lustro generuję myśli, które przełożą się na moje funkcjonowanie. Im lepiej o sobie myślę, tym lepiej się czuję. Chcę się starać dla siebie, dobrze odżywiać, posmarować ciało balsamem, na włosy zrobić maseczkę. Jest mi oczywiście z tym lepiej. Tylko jak zrobić, żeby pamiętać o tym, gdy jest się w dołku. Kiedy mam ochotę odciąć się od mojego ciała, odwrócić głowę i powiedzieć: to nie jestem ja! A swoją drogą, w temacie tego jak siebie widzimy i jak inni mogą nas widzieć (lub oszukiwać) totalnie polecam instagramerkę Danę Emercer . Zobaczcie przynajmniej raz, jak można inaczej na siebie patrzeć – to nią inspirowałam się robiąc zdjęcie do posta.
Najpierw dam! Zrobię jedną małą rzecz… każdego dnia jedno działanie dla ciała. Wszystko to się skumuluje i da mi chęć i energię do dalszego dbania. Zakładam zeszyt, w którym zapisuję co dobrego dla siebie dziś zrobiłam. To będzie przypomnienie i motywacja. Pisząc ten tekst sączę trzecią szklankę wody. A potem rozwinę matę i zrobię trening jogowy z Martą Bulik.
Piszcie proszę co robicie dla siebie i zachęcam Was do tworzenia takiej listy. Wymienimy się nią wspólnie motywując do dawania ciału dobra. Z pewnością wróci ono do nas!
O.
20 sierpnia 2020 @ 11:23
Dokładnie tak jest! Ja też zaczęłam trenować- nie żeby schudnąć, tylko po prostu chciałam potańczyć w czasie zamknięcia 🙂 Kiedy trochę nabrałam mięśni i wyglądałam lepiej to zaczęłam też trenować siłowo, czego kiedyś nie znosiłam i robiłam tylko na miesiąc przed wyjazdem, żeby schudnąć. Plus jem zdrowiej, też szczotkuję czasami skórę na sucho… A kiedyś byłam przekonana, że nie mam na to kompletnie czasu. Dlatego teraz, kiedy mam gorszy dzień i nic mi się nie chce to przypominam sobie, że robię to dla zabawy a nie z konieczności i jakoś od razu mam chęć!
Kasia Stuhr-Błażejewska
24 sierpnia 2020 @ 17:40
No właśnie! Ta zabawa jest chyba kluczem 🙂