Tak wyobrażam sobie raj!
Ostatnio pisałam o niesamowitej kreteńskiej plaży i palmowym lesie. Dziś drugie, dość nieodległe od niej miejsce. Tak wyobrażam sobie raj! 3 plaże w niewielkiej odległości, a każda piękniejsza od poprzedniej. Zapytaliśmy kilku osób pracujących w hotelu gdzie warto wybrać się na plażę. Jedna z pań wskazała nam uroczą plażyczkę Geropotamos Beach (na północy Krety), niedaleko od miejsca gdzie mieszkaliśmy. A druga, powiedziała, że skoro lubimy jeździć, to musimy pojechać do miejscowości Rodakino, z której pochodzi jej mama.
Dojechać do plaży Korakas Beach i … pójść jakieś 15 minut na zachód kolejnej do Polyziros Beach. Wykąpać się, posiedzieć i pójść jeszcze dalej na zachód. Po skałkach, do Peristeres Beach. Nie wiem, czy efekt euforii był tym większy, że musieliśmy tam dojść, czy że prawie nikogo na tej plaży nie było, czy przeurocza tawerna… Ja tak wyobrażam sobie raj!
Morze w deszczu
Zgodnie z instrukcją, dojechaliśmy na pierwszą, piękną zresztą i nieco „retro” plażę Korakas, z wybrzeżem pokrytym małymi kamyczkami. Usiedliśmy na chwilę w barze, bo musiałam odpocząć po podróży przez krętę górskie drogi (choroba lokomocyjna trzyma w każdym wieku). Wtedy… rozpadało się. Początkowo myśleliśmy, że to będzie chwila, ale padało, padało, padało… Przeczytaliśmy gazetki i uznaliśmy, że nie ma co tak siedzieć bo dzień mija. Nie była to wielka ulewa, nie była to tym bardziej burza, więc weszliśmy do wody. Pierwszy raz w życiu kąpałam się w morzu w deszczu. Krople rozbijające się o fale wydawały taki ‚cykający’ dźwięk – coś niesamowitego! A potem w strojach kąpielowych, jedząc kanapki i przegryzając je oliwkami przeszliśmy na plażę Polyziros. Trzeba było do niej zejść po kamiennych schodach. Niewielka, osłonięta skałą i krzakami od ulicy, wiatru i miasta, z kilkunastoma leżakami. Bardzo przyjemna, z delikatnym piaseczkiem.
Tak wyobrażam sobie raj!
W związku z tym, że przestało padać wróciliśmy po swoje rzeczy, przejechaliśmy z powrotem autem, które zatrzymaliśmy na rozstaju dróg i z plecakiem ruszyliśmy pieszo w stronę tej trzeciej. Musieliśmy przejść pieszo przez podwórze hoteliku, kierując się znakiem drogowym. Doszliśmy do płotu z tabliczką ‚otwarte’ i zaczęliśmy wspinać się po skałkach. Cóż tam były za widoki! Coś niesamowitego. Z jednej strony spalone słońcem skały, uschnięte cebulki kwiatów, z drugiej wyrastające niespodziewanie gdzieniegdzie intensywnie zielone rośliny. Przypuszczam, że wiatr przenosi czasem od morza morską bryzę i dzięki tej odrobinie wilgoci fauna bucha soczystą zielenią, bo wie, że czasu ma niewiele.
Po 20 minutach takiej niespiesznej (bo przerywanej zachwytami) wędrówki zobaczyliśmy z góry plażę! Z drzewami kilkanaście metrów od brzegu. Z kilkoma osobami na niej. Przez chwilę zostałam jeszcze na górze, bo bałam się zejść z zachwytu. Bo może są tam kamienie, albo lodowata woda, albo coś innego co zepsuje ten widok. Znacie to uczucie? Wiem, że będzie tak cudownie, że chcę jeszcze zatrzymać ten stan oczekiwania. Och, w ogóle się nie rozczarowałam! Piaszczysta plaża, przejrzysta woda, urocza tawerna, a w niej najsmaczniejsze grillowane krewetki jakie jadłam w życiu! Po kąpieli i obiedzie położyłam się i pomyślałam, że to cudowne miejsce na drzemkę, ale ja nie umiem drzemać. Zamknełam oczy, postanowiłam wyregulować oddech z falami, pomyślałam nawet, że jak się nie uda, to tylko policzę do 10 takich oddechów i … nie pamiętam czwartego.
Śmieci, śmieci, śmieci…
W drodze powrotnej, na ostatniej prostej tuż przed … zeszliśmy jeszcze ze skał do wody i nurkowaliśmy chwilkę oglądając rybki. A potem znalazłam worek, do którego wracając do auta zbieraliśmy napotkane śmieci. Niestety było ich sporo… Szczerze mówiąc, boję się nawet pisać o takich miejscach, bo przyjdą „turyści”, naśmiecą, zasyfią i zniszczą… Ale mam nadzieję, że moi czytelnicy mają inne podejście do świata i podzielicie moje odczucie, że tak może wyglądać raj. I mam nadzieję, że podobnie jak my, zbieracie śmieci po innych flejach, żeby nasz świat nadal był piękny.