Dziecięce menu w restauracji – bitwa na frytki
Dziecięce menu w restauracji jednym tchem wymieni każdy rodzić wyciągnięty z łóżka nad ranem. Rosół, pomidorowa, nuggetsy, czasem paluszki rybne i makaron z sosem pomidorowym. Na deser mogą być jeszcze naleśniki z nutellą. Widziałam nawet kiedyś pizzę z frytkami. 8 lipca miałam zaszczyt uczestniczyć wraz z Martinem Gimenezem Castro w panelu na gali Culinary Innovators, podczas którego rozmawialiśmy o dziecięcym menu w restauracjach.
Żyjemy w czasach, gdy dziecko ma ważny głos. Samo decyduje o sobie, wybiera w co się ubierze, czym się będzie bawić, co chce jeść. Kiedyś rodzic zamawiał, dziecko jadło i już. Teraz dziecko zamawia, a rodzice chce, żeby dziecko zjadło. Dlatego szefowie kuchni wychodzą im na przód, proponując to, co dzieci z pewnością zjedzą.
Dieta dzieci dietą przyszłości
Nigdy dzieci nie zajmowały się tym co jest zdrowe. Nie ganiały po podwórku, ze świadomością, że sport jest dla nich dobry i uchroni przed nadciśnieniem lub miażdżycą. Nie sięgały z własnego wyboru po zsiadłe mleko, jako źródło cennych probiotyków, zamiast po słodkie jogurty i serki. Czasy były inne. Nie chcę nagle tłumaczyć w przedszkolu zależności między jedzeniem słodyczy a ryzykiem wystąpienia cukrzycy. Musimy jednak bardziej się postarać jako opiekunowie, bo żyjemy w czasach, gdy dzieci mają dostęp do niezdrowej, wysoko przetworzonej żywności niemal nieograniczony. A nasze obawy i lęki, warunki życia i sposoby, w które spędzamy czas powodują, że maluchy mają coraz mniej aktywności fizycznej. Prowadzi to do coraz większej plagi otyłości dzieci i młodzieży. Związane jest to z rozwojem wielu chorób, co doprowadzi do niewydolności systemu opieki zdrowotnej w ciągu kilku lat. Niepełnosprawni, chorzy, upośledzeni. Czasu na interwencję mamy coraz mniej!
Dziecięce menu w restauracji
Dzieci, które dziś w restauracji jedzą tylko nuggetsy i makaron, za 10-15 lat przyjdą do restauracji i zamówią to samo. Czy to opłaca się szefom kuchni i czy tak właśnie chcą gotować w przyszłości? Co mogą zrobić?
Ważne jest zwrócenie uwagi na dziecko, pokazanie mu, że jest ważnym gościem. Trzeba pokazać, że wizyta w restauracji to może być fajne i wartościowe przeżycie. Można dać takim małym klientom czapkę kucharza, a można zwracając się do nich opowiedzieć o potrawach i dać wybór. Można położyć serwetkę na kolanach i wyjaśnić do czego służą poszczególne sztućce. Można wymyślać specjalne nazwy dań (już widzę wysyp Shrekowych zup). A może starsze dzieci wolą dorosłe danie? A jego wybór ułatwi symbol połówki, świadczący o tym, że można wziąć pół porcji? Chcemy zachęcić i dać posmakować wiele potraw? Dlaczego nie zrobić dziecięcego menu degustacyjnego? Może nie ma potrzeby robić specjalnego dziecięcego menu w restauracji, a wystarczy, że kuchnia będzie gotowa kilkoma opcjami na nakarmienie najmłodszych?
Może warto czasem ‘ominąć’ rodzica i proponować dziecku przygodę kulinarną? Z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie rodzice są główną przyczyną tego, że dzieci boją się nawet spróbować różnych potraw, bo już słyszą “och nie nie, to na pewno mu nie posmakuje”. Sama jestem mamą, miewam takie myśli, ale gryzę się w język i 9/10 razy nie mam racji, a Stasiek zjada co zamówił. Więcej, o podejściu rodziców pisałam niedawno.
Gdy dziecko chce iść do danej restauracji, mamy przekonanego klienta, który przekona całą rodzinę i znajomych. Wiemy, że jak dziecko się uprze… A nie ma bardziej lojalnych klientów, niż dzieci! 🙂