Karmienie, żywienie, odżywianie dzieci
Pisałam już kilkukrotnie o tym, jak przekonać dzieci do jedzenia warzyw. Na pytania dziennikarzy o to, dlaczego dzieci nie jedzą warzyw często odpowiadam, że to z powodu nas dorosłych (bo nasza mina, gdy wypowiadamy słowo brokuł może mówić więcej niż tysiąc słów). Napisała do mnie na IG pani Karolina, która widząc u mnie na instastory napis, że dzieci jedzą warzywa, tylko trzeba im je dać, ma poczucie zniechęcenia. Bo ona daje i nie jedzą. Więc rozszerzam tu nieco uproszczony przekaz. Karmienie, żywienie, odżywianie dzieci.
Wystarczy podać?
Oczywiście wiem, że to nie tylko to. Jestem mamą 2 chłopców, którzy generalnie mają bardzo szeroki asortyment tego, po co sięgają, ale oczywiście też marudzą. Stasiek od początku nie jada arbuzów, ogórków, melonów, cukinii (chociaż placuszki zjada, tylko nie wiedząc z czego są zrobione). Obaj niechętnie sięgają po zielone liście sałaty (chyba, że to główka do skubania, wtedy owszem. Ale sałatka z pomidorem czy po grecku odpada).
Gdy mają w hotelu do wyboru razowy chleb i białą bułkę… wolą opcję numer dwa. Ale… po pierwsze gdy dostają w domu tylko razowy chleb na zakwasie, to go jedzą. Więc pozwalam na ekstrawagancje wyjazdowe.
To nie jest tak, że gdy dam im grzankę, oni wołają o dodatek warzyw do niej. Ale ja zawsze dając grzankę kładę obok pomidora pokrojonego w kostkę i oni go zjedzą (czasami trzeba przypomnieć im o tym).
Gdy proszą o przekąski na podwieczorek, daję im pokrojone i obrane warzywa (marchewka, seler naciowy, papryka, ogórek kiszony, kalarepka, ugotowana fasolka, bób czy kalafior), a dopiero potem bakalie i popcorn.
Karmienie, żywienie, odżywianie dzieci
Co jeśli nie jedzą? Podawać dalej. Napisałam pani Karolinie i piszę to Wam wszystkim. Z moich spotkań z pacjentami wynika, że rodzice najczęściej nie dają tych warzyw. Jeżeli my je jemy, podajemy je dzieciom to one to widzą. Nawet, jeżeli nie jedzą, gdzieś to zapada na ich ‘twardym dysku’. I w końcu się przełamią. No sami powiedzcie, mając do wyboru otwarcie paczki chipsów lub czekolady, lub pójście do kuchni i przygotowanie sałatki i warzyw z dipem – kto co wieczór zdecyduje się na te zdrowe i bardziej pracochłonne chrupadełko? I mogę mówić i pisać Wam, wierząc święcie w to, że sałatka jest najlepszą wieczorną przekąską, ale jak mam pod ręką paczkę paluszków, to nie obiorę marchewki do przegryzienia…
Naszą rolą jest dawanie dziecku wyboru, szanując jego autonomię. Tylko niech wybór będzie pomiędzy dobrym a dobrym. Jak w metodzie BLW. Połóżmy przed bobasem marchewkę, kalafiora i brokuła. On sam wybierze co zje. A nasz każda opcja powinna ucieszyć.
Zakupy z dziećmi
Wiem, że zakupy z dziećmi są upierdliwe, czasochłonne, generują wiele stresów bo nagle z półek spadają jajka, w koszu lądują dziesiątki niechcianych towarów i możemy wywołać wojnę, ale proponuję pewne ułatwienia. Jak w każdej dziedzinie wychowywania dzieci umowa i konsekwencja dają efekty.
- do sklepu idziemy z listą zakupów. Nie ma na niej żelek, więc ich nie kupujemy.
- pytamy dziecko na jaki owoc i warzywo ma ochotę, dajemy mu samodzielne je wybrać.
- czytamy z dzieckiem składy z opakowań rzeczy które chcą i wspólnie porównujemy, który produkt jest lepszy.
- zaangażuj dziecko do wybierania jajek z oznaczeniem “0” lub “1” i odrzucenia “3”.
- pokaż dziecku jak producenci żywności chcą nas oszukać, zachęcić do jedzenia czegoś, czego wybrać nie powinniśmy (np. pokażmy że parówki dla dzieci mają gorszy skład niż te dla dorosłych).
- nie bądźmy też zbyt radykalni, każdy ma prawo do małych przyjemności, nawet jeśli nie są one najzdrowszym szpinakiem 😉
Pamiętam, jak kiedyś w ten sposób wytłumaczyłam czteroletniemu Stasiowi, że serki z kolorowymi kuleczkami i z zabawką gratis są chwytem marketingowym dla dzieci, bo nikt świadomy by tego nie wybrał patrząc jedynie na skład. Staś to załapał i teraz jest świadomym konsumentem.